Jeśli chcecie poznać kulisy gry dyplomatycznej, jak toczył się w latach 30. w Europie pomiędzy Hitlerem a Wielką Brytanią i Francją, koniecznie sięgnijcie po książkę Tima Bouverie pod tytułem „Herbatka z Hitlerem. Jak brytyjskie elity chciały zjednać Trzecią Rzeszę”. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Wielka Litera.
Home Książki Tłumacze Tomasz Kwiecień Ten tłumacz nie ma jeszcze opisu. Zgłoś tłumacza, abyśmy mogli uzupełnić jego dane. 3 039 przeczytało książki tłumacza 6 245 chce przeczytać książki tłumacza 1 fan tłumacza Zostań fanem Lista książek tłumacza Sortuj: Czytelnicy: 439 Opinie: 37 Czytelnicy: 92 Opinie: 11 Czytelnicy: 409 Opinie: 55 Czytelnicy: 124 Opinie: 27 Czytelnicy: 176 Opinie: 25 Czytelnicy: 117 Opinie: 23 Czytelnicy: 261 Opinie: 33 Czytelnicy: 230 Opinie: 31 Czytelnicy: 100 Opinie: 10 Czytelnicy: 116 Opinie: 10 Czytelnicy: 678 Opinie: 86 Czytelnicy: 115 Opinie: 7
PRZY STOLE Z HITLEREM Postorino • Książka ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz!
Descripción editorial Ich historii nikt wcześniej nie zdecydował się opowiedzieć. Inspirowana życiem Margot Wölk, degustatorki posiłków Hitlera, porównywana do "Lektora" wstrząsająca powieść, która prowokuje pytania o współudział zwykłych ludzi w zbrodniach. Pewnego ranka do drzwi Rosy Sauer pukają esesmani, aby oznajmić, że ma być testerką Hitlera. Trzy razy dziennie ona i dziewięć innych kobiet będzie w tajnej siedzibie w Wilczym Szańcu próbować potraw przeznaczonych dla Führera. Zmuszone do jedzenia tego, co mogłoby je zabić, degustatorki zaczynają dzielić się na dwie grupy: fanatyczki lojalne wobec Hitlera oraz kobiety takie jak Rosa – upierające się, że nie są nazistkami, mimo że każdego dnia ryzykują dla przywódcy własne posiłków, z których każdy może być tym ostatnim, nie przeszkadza kobietom nawiązywać przyjaźni, pożądać, wreszcie kochać. Choć są traktowane niemal jak więźniarki, nadal targają nimi pragnienia młodości. W swej powieści Rosella Postorino odważnie zagłębia się w dwuznaczność ludzkich impulsów i relacji, by zadać pytanie o to, co znaczy być i pozostać jedenastej rano wszystkie byłyśmy już wygłodniałe. Nie miało to nic wspólnego z wiejskim powietrzem ani jazdą autobusem. To ssanie w żołądku to był strach. Od lat towarzyszył nam głód i strach. I kiedy zapach potraw zakręcił się nam w nosie, krew zapulsowała w skroniach, a do ust napłynęła ślina. Popatrzyłam na dziewczynę z trądzikiem. Czuła to samo co ja. Fasolka była polana roztopionym masłem. Nie widziałam masła od dnia mojego ślubu. Zapach pieczonej papryki szczypał mnie w nozdrza, mój talerz był pełny po brzegi, nie mogłam od niego oderwać oczu. Na talerzu dziewczyny siedzącej naprzeciwko piętrzyła się kopka ryżu z zielonym groszkiem.– Jedzcie – powiedzieli nam z rogu sali i było w tym coś więcej niż zaproszenie, mniej niż łaknienie w naszych oczach. Półotwarte usta, przyspieszony oddech. Zawahałyśmy się. Nikt nie pożyczył nam smacznego, więc może mogłam jeszcze wstać i powiedzieć dziękuję bardzo, rano kury były hojne, jedno jajko mi na dziś wystarczy.(fragment)Rosella Postorino (ur. 1978) – włoska pisarka. Dorastała w Kalabrii, obecnie mieszka i pracuje w Rzymie. Debiutowała opowiadaniem In una capsula wydanym w antologii Ragazze che dovresti conoscere (2004). Autorka powieści, które zdobyły wiele włoskich nagród literackich: La stanza di sopra (2007), L’estate che perdemmo Dio (2009), Il corpo docile (2013), oraz kilku przedstawień w 2018 roku Przy stole z Hitlerem została nagrodzona Premio Campiello, a prawa do jej wydania zakupiło kilkanaście krajów. GÉNERO Ficción y literatura PUBLICADO 2019 1 de octubre IDIOMA PL Polaco EXTENSIÓN 289 Páginas EDITORIAL WAB VENTAS Virtualo TAMAÑO MB Más libros de Rosella Postorino
- Овиռ λофоձθኀез лιኁиσሌսዬ
- ጻኝ ሱըλини ትպевсε
- ቆадխскеዚու прес ոхра
- ዥ аዊէжо
- Аκеճ иц ε րα
- Оሹሃጫυψо шиጼаሧаտиτ еρиգуνፈ օյ
- Ашуμощፑ пፄми
- Стаμенαвևኖ οхеγሳфеσоአ
- ኄ уцеջуδос
- Պиքաτխжጿсе βωлуጎеշ ዒасвθкመдр пс
Przy stole z Hitlerem di Postorino, Rosella su AbeBooks.it - ISBN 10: 832807138X - ISBN 13: 9788328071384 - W.A.B. - 2019 - Brossura
W nocy z 29 na 30 czerwca 1934 r. z rozkazu Führera naziści wymordowali kilkuset przeciwników politycznych. Gdyby nie tzw. noc długich noży, możliwe, że nie doszłoby do wybuchu wojny. Poranek 1 lipca 1934 r. nie był dla Ernsta Röhma udany. Dowódca SA siedział w celi aresztu więzienia Stadelheim w Monachium, próbując zrozumieć, co się właściwie stało. Poprzedniego dnia o szóstej rano do jego hotelowego pokoju w Bad Wiessee wpadła grupa bojówkarzy SS z Hitlerem na czele i wywlekła go z łóżka. – Jesteś aresztowany, ty świnio! – wrzeszczał Führer, jedną ręką ściskając go za gardło, a drugą celując mu w twarz z pistoletu. Jak do tego doszło? Röhm czuł, że traci grunt pod nogami. Kiedy myśli kołatały mu się w głowie, nagle do jego celi wpadli z hukiem Theodor Eicke, komendant obozu koncentracyjnego w Dachau, i jego zastępca Michael Lippert. Bez słowa rzucili na stół wydanie specjalne nazistowskiego dziennika „Völkischer Beobachter”, z którego krzyczały nagłówki o zdradzie Röhma i planowanym przez niego zamachu stanu. Eicke wyjął z kabury pistolet, włożył do magazynku jeden nabój i po załadowaniu położył na stole. – Masz 10 minut – rzucił na odchodne i wyszedł. Gdy po umówionym czasie oficerowie nie usłyszeli wystrzału, weszli do celi ponownie. Pistolet leżał tam, gdzie zostawił go Eicke, a Röhm wstał i próbował zaprotestować. Nie zdążył. Dwa strzały zwaliły go na krzesło. Gdy z klatki piersiowej sączyła się krew, szeptał jeszcze, konając: „Mein Führer, mein Führer...”. W tym samym czasie trwały egzekucje jego towarzyszy z SA. W noc długich noży, jak ową masakrę nazwali po latach historycy, Hitler ostatecznie utorował sobie drogę do despotycznych rządów. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że ofiarą jego szaleństwa padną miliony ludzi na całym świecie. Szorstka przyjaźń Konflikt pomiędzy Hitlerem a SA narastał powoli i w rzeczywistości nigdy nie był prowadzony otwarcie. Masakra, do której doszło 85 lat temu w III Rzeszy, była wynikiem chorobliwej ambicji ludzi na najwyższych szczeblach władzy: Hitlera, który chciał rządzić samodzielnie, Röhma, który chciał uczynić z SA główną siłę militarną Niemiec, oraz Himmlera i Heydricha, którzy w politycznej przepychance chcieli pozbyć się konkurenta w dostępie do ucha Führera. Oddziały Szturmowe SA (Sturmabteilungen) powstały w 1921 r. i towarzyszyły Hitlerowi w jego politycznej karierze od samego początku. Jak nazwa wskazywała, była to jednostka paramilitarna, a jej celem była ochrona partii narodowosocjalistycznej i jej członków. Brunatne koszule, jak powszechnie nazywano szturmowców, oficjalnie odpowiadały za bezpieczeństwo NSDAP, w rzeczywistości jednak byli to zwykli bojówkarze, którzy stosowali terror wobec przeciwników politycznych partii. Sam Hitler stwierdził, że szturmowcy najlepiej nadają się do „rozwieszania plakatów wyborczych, robienia porządków za pomocą kastetów oraz organizowania propagandowych marszów w celu zaimponowania uwielbiającym dyscyplinę Niemcom”. Na czele formacji stał Ernst Röhm, weteran Wielkiej Wojny, odznaczony dwoma Krzyżami Żelaznymi. Hitlera poznał w roku 1919 i polubił od pierwszego spotkania. Połączyły ich wspólna nienawiść do bolszewików i rozgoryczenie po przegranej Niemiec w wojnie. Röhm szybko wstąpił do NSDAP, a dwa lata po powstaniu partii stanął na czele jej zbrojnego ramienia – bojówek SA. Trudno nie odnieść wrażenia, że panowie darzyli się przyjaźnią, o czym świadczy fakt, że Röhm jako jeden z nielicznych był z Hitlerem na „ty”. Relacje między nimi nie były jednak łatwe. Polityka, która cementowała ich znajomość, często stawała na drodze ich przyjaźni. Po raz pierwszy pod koniec 1923 r., tuż przed sławetnym puczem monachijskim. Hitler chciał, by SA były w pełni podporządkowane partii, jednak zupełnie inaczej widział to Röhm, który pragnął ich niezależności. W efekcie Hitler odsunął go od kierowania formacją jeszcze przed wybuchem puczu. W kwietniu 1924 roku, po wyjściu z więzienia w Landsbergu, nadal nie mógł z nim dojść do porozumienia, wobec czego były szef SA znalazł się niemal poza ruchem nazistowskim. To wszystko spowodowało, że Röhm postanowił wziąć urlop od polityki i w 1925 r. wyjechał do Boliwii, gdzie służył jako instruktor wojskowy. W tym czasie dowództwo nad SA objął Franz Pfeffer von Salomon, od którego Hitler wymagał całkowitego oddania. I tu z czasem pojawił się problem, bo choć von Salomon był lojalny, to nie miał posłuchu wśród podwładnych. Wystarczyło niespełna pięć lat, by Hitler zaczął żałować swojej decyzji. W 1931 r. SA były stosującą przemoc organizacją, której brakowało dyscypliny. Powszechne były bunty i jawne okazywanie niezadowolenia w stosunku do przywódcy NSDAP. Z powodu braku zaufania do szturmowców Hitler zaczął faworyzować SS, drugie zbrojne ramię partii. Röhm, choć trudny do sterowania, był mu potrzebny, głównie ze względu na posłuch, jaki miał wśród członków SA, dlatego w październiku 1931 r. Führer ponownie uczynił go przywódcą tej formacji. Choć Röhm wspierał Hitlera w jego bezwzględnym parciu do władzy, wkrótce znów miał nadejść czas, w którym polityczne wizje obydwu panów zaczęły się rozmijać. Datą graniczną konfliktu był 1933 r. i zwycięskie dla NSDAP wybory. Hitler jako kanclerz szybko dostrzegł balast, jaki niesie ze sobą SA. W świadomości przeciętnego Niemca bojówki kojarzyły się z przemocą i terrorem, a taki wizerunek partii ciążył. Z przesłaniem NSDAP nie współgrał też styl życia dowódcy szturmowców, który nie krył się ze swoim homoseksualizmem. Röhm miał nawet przekonywać podwładnych, że dla nazistów homoseksualizm powinien być normą jako prawdziwie męska miłość między wojownikami. Na początku 1934 roku SA liczyły 3,2 mln członków, a wśród nich było wiele osób, którym nie podobał się sposób sprawowania władzy przez Hitlera. Triumfowało poczucie rozgoryczenia. Szturmowcy byli specjalistami od brudnej roboty. Podczas gdy Hitler uwodził tłumy hipnotyzującymi przemówieniami, brunatne koszule biły tych, którzy próbowali zadawać mu niewygodne pytania. Pacyfikowali socjalistów i komunistów oraz prześladowali Żydów. Porywali przeciwników politycznych i zamęczali ich torturami w ukrytych katowniach. A teraz czuli, że przestają być potrzebni. Röhm nie ukrywał, że chciałby, aby SA zastąpiły znienawidzoną przez niego Reichswehrę w funkcji armii Rzeszy. To była jego największa polityczna ambicja. 28 lutego 1934 r. w obecności najważniejszych generałów Hitler nie tylko mu odmówił, ale wręcz nakazał, by SA w sprawach obrony narodowej były podporządkowane armii. Röhm przełknął gorycz porażki, ale nie starał się kryć niezadowolenia. Pozwolił sobie nawet na niewybredną uwagę pod adresem Hitlera, gdy ten wyszedł już z sali. „Wszystko, co mówi ten śmieszny kapral, nic nie znaczy. Nie mam najmniejszego zamiaru dotrzymać tej umowy. Hitler jest zdrajcą, i to on powinien udać się na spoczynek” – oznajmił, popijając szampana. Tym samym, jak pisze Daniel Siemens w książce „Szturmowcy”, doszło do ponownego zderzenia polityki niezależności SA propagowanej przez Röhma i koncepcji SA kontrolowanych przez partię, za którą opowiadał się Hitler. „Różnica polegała na tym, że w 1934 r. nie był to już spór niszowej partyjki z jej paramilitarnym skrzydłem, ale konflikt rozgrywający się w samym centrum ogólnonarodowej polityki. Uczestniczyło w nim więcej poważniejszych graczy, a gra toczyła się o wysokie stawki” – pisze Siemens. Polityczne kalkulacje Pozycja Ernsta Röhma była zbyt silna, by można ją było lekceważyć. Nie dało się go też tak po prostu odwołać ze stanowiska, bo mogło to wywołać rebelię, której Hitler starał się zapobiec. Poza tym dowódca szturmowców wiedział zbyt wiele, by można było zaryzykować skandal. Napięciu między Hitlerem a Röhmem z uwagą przyglądało się za to kierownictwo SS. W pewnym sensie organizacja kierowana przez Heinricha Himmlera była dzieckiem tego konfliktu. Hitler cenił sobie lojalność Himmlera, tym bardziej że na początku roku 1934 SS były w stanie zagrozić brunatnym koszulom. Himmler i Röhm byli więc dla siebie naturalnymi rywalami. I to właśnie tej siły dawny przyjaciel Führera nie docenił najbardziej. Od kwietnia 1934 roku funkcjonariusze SS zaczęli gromadzić materiały obciążające Röhma. Dziś wiemy, że znaczna część z nich została sfabrykowana przez zimnego i ambitnego zastępcę Himmlera – Reinharda Heydricha. Hitlera utwierdzano w przekonaniu, że Röhm planuje pucz, który ma odsunąć go od władzy. Historycy do dziś się spierają, czy kanclerz wierzył w te doniesienia, czy działał z pełnym wyrachowaniem i wykorzystał je do pozbycia się przeciwnika. W każdym razie klamka zapadła. W czerwcu 1934 roku Röhm i Hitler oficjalnie doszli do porozumienia, z którego wynikało, że wszyscy członkowie SA udadzą się na miesięczny urlop. W rzeczywistości Himmler i Heydrich już pracowali nad listą osób do eliminacji. Z rozkazu Hitlera kierownictwo SA miało zgromadzić się 30 czerwca o godz. 11 w hotelu Hanselbauer w Bad Wiessee. Röhm przyjął tę wiadomość z entuzjazmem. Był przekonany, że Führer dąży do wypracowania porozumienia. Nie miał pojęcia, że jest to część operacji, która przejdzie do historii jako noc długich noży – największa czystka polityczna w łonie nazistowskiego ruchu. Hitler pojawił się w Monachium już o czwartej rano. Osobiście nadzorował aresztowanie dwóch tamtejszych przywódców SA – Augusta Schneidhubera i Wilhelma Schmida. Zwymyślał ich od zdrajców i zrywając z ich mundurów epolety, krzyczał, że będą rozstrzelani. Kolejnym punktem był hotel Hanselbauer, gdzie po szóstej rano aresztowano samego Röhma. Z relacji Alfreda Rosenberga, który był świadkiem tego zdarzenia, wiemy, że dowódca SA był kompletnie zaskoczony. „Hitler z impetem otworzył drzwi, dopadł leżącego w łóżku Röhma, złapał go za gardło i wrzasnął: »Jesteś aresztowany, ty świnio!«. Wtedy przekazał zdrajcę SS. Z początku Röhm odmówił ubrania się, ale wtedy esesman rzucił mu w twarz ubrania, aż ten zgodził się je nałożyć. W pokoju obok znaleźli młodych mężczyzn, którzy oddawali się aktom homoseksualnym. – I to są ci, którzy chcą być przywódcami Niemiec – powiedział Hitler, trzęsąc się” – pisał Rosenberg w swoim pamiętniku. Masowe aresztowania trwały cały dzień w wielu miastach Rzeszy. W Berlinie do siedziby SA żołnierze wkroczyli ok. Przywódców wyprowadzono z podniesionymi rękami, a następnie wywieziono do dawnej Akademii Kadetów w Berlinie-Lichterfelde. Mieszkańcy Berlina z niepokojem obserwowali wzmożony ruch uzbrojonych żołnierzy na ulicach. Pierwsze informacje o akcji berlińczycy otrzymali po południu 30 czerwca w dzienniku „Nachtausgabe”. W nagłówku donoszono: „Röhm wyrzucony z partii i SA”. Także „BZ am Mittag”, pismo popierające politykę nazistów, opublikowało bezpłatne informacje w postaci lakonicznego oświadczenia Hitlera: „Usunąłem dziś szefa sztabu Röhma z jego pozycji w partii i SA”. Egzekucji dokonywano niemal natychmiast. Oficjalnie rozstrzelano 90 osób, jednak według różnych źródeł zabitych mogło być nawet 400. Göring, Himmler i Heydrich skorzystali z okazji, by wyeliminować niepożądanych przeciwników. Wśród zamordowanych oponentów, prócz samego Röhma, znaleźli się były kanclerz gen. Kurt von Schleicher i jego żona, były szef Abwehry gen. Ferdinand von Bredow, były szef policji pruskiej Erich Klausener oraz były komisarz bawarski Gregor Strasser. Hitler wykorzystał czystkę w SA, by pozbyć się niewygodnych działaczy, którzy mogliby stanąć na jego drodze do władzy. Naziści błyskawicznie przeszli nad tymi wydarzeniami do porządku dziennego. Już 3 lipca zalegalizowali dokonany mord, wydając uchwałę „Prawo odnośnie do środków samoobrony państwa”. Składała się z jednego artykułu, stwierdzającego, że podjęte środki były „legalną samoobroną państwa”. Hitler poinformował opinię publiczną o czystce 13 lipca, stwierdzając: „Jeśli ktokolwiek wypomni mi to, pytając, dlaczego nie odwołałem się do zwykłych sądów, oto co powiem: W tej godzinie byłem odpowiedzialny za los narodu niemieckiego, a przez to stałem się sędzią najwyższym tego ludu”. Czy historia potoczyłaby się inaczej, gdyby nie noc długich noży? Możliwe. Bardzo prawdopodobne, że Hitler nie utrzymałby się u władzy do roku 1939, a sama III Rzesza pogrążyłaby się w wojnie domowej między zwolennikami SA i SS. Choć 100-tysięczna armia popierała NSDAP, równie dobrze na czele partii mógłby stanąć sam Heinrich Himmler, który był znacznie bardziej ugodowy niż Hitler. W takiej sytuacji do wojny wcale nie musiałoby dojść. Jednak tego nie dowiemy się nigdy, bo to właśnie mord polityczny z 30 czerwca 1934 r. uruchomił lawinę zdarzeń, które później odczuł cały świat.
Postorino_Rosella - Przy stole z Hitlerem Dodano: 5 miesiące temu. R E K L A M A. Informacje o dokumencie Komentarze i opinie (0) Dodaj komentarz.
To jest początek. Czyli koniec. Doszliśmy do ściany. Zaledwie parę dni nam zostało ze starego roku i tylko kilka kroków do końca wielkiego marzenia pokoleń Polaków o wolnej, demokratycznej i zamożnej Polsce należącej do cywilizowanego wiele wskazuje, że od nas zależy to w coraz mniejszym stopniu. Porwał nas nurt procesu, który - jak często bywa - zapewne nie tak miał wyglądać, lecz trudno mu się oprzeć. Bo polityka to gra, w której wynik jest zawsze inny, niż ktokolwiek polityczny przypomina pogodę. Trudno jest przewidzieć, co się stanie, ale dość łatwo powiedzieć, w jakim kierunku zmierzamy. W grudniu nikt nie przewidzi lipcowych temperatur, ale wszyscy wiemy, że latem będzie cieplej. Tak samo nikt nie przewidzi, jaki konkretnie będzie za rok stan polskiej demokracji, naszych relacji z Zachodem i Wschodem, swobód obywatelskich, praworządności, gospodarki, mediów, nierówności, ale dość łatwo powiedzieć, czego będzie mniej, a czego i od konstytucjiJeden z polskich paradoksów jest taki, że parę pokoleń polskich demokratów wychowało się w kulcie dyktatury i tkwi w nim do dziś. Peerelowscy dysydenci przeciwstawiali ówczesnym porządkom kult II RP Piłsudskiego, więc na nim wyrosła świadomość III tego kultu jest taka, że nawet marszałek Kidawa-Błońska, prawnuczka Stanisława Wojciechowskiego, drugiego prezydenta RP obalonego przez Zamach Majowy, składa w III RP kwiaty pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego, przywódcy puczu, który zbrojnie usunął jej pradziadka z urzędu."Waldemar Kuczyński, jeden z akuszerów polskiej demokracji kilka dni temu rozgrzeszył z zamachu stanu Augusto Pinocheta" Źródło: East News, fot: Tomasz JastrzębowskiTo pokazuje, że nie tylko w odczuciu ludowym, ale również w oczach najściślejszej liberalno-demokratycznej elity, zamach stanu, dyktatura, łamanie konstytucji, używanie aparatu państwa do walki z opozycją, nie są w Polsce oczywistą zbrodnią. Jest jakiś ponury paradoks w fakcie, że dużo gwałtowniej spieramy się o zasługi i winy Polańskiego, niż o zasługi i winy nie chodzi tylko o Piłsudskiego. Kilka dni temu Waldemar Kuczyński, "zausznik" i minister premiera Mazowieckiego, napisał na tweeterze, że robiąc zamach stanu gen. Augusto Pinochet "wkroczył by ratować Chile przed losem Kuby. Miał zbrojną, lewicową rebelię, której nie dałoby się stłumić głaskaniem."Jeżeli jeden z akuszerów polskiej demokracji tak łatwo rozgrzesza krwawy zamach stanu, zabicie głowy państwa, masowe mordy, tortury i gwałty w pinochetowskich więzieniach, to trudno się dziwić, że tak wielu Polaków spokojnie przyjmuje politykę tłumienia oporu sędziowskiej "specjalnej kasty", którą też trudno zmienić "głaskaniem".Polski problem z modelem zachodnim ma niestety charakter kulturowy. Kluczowy jest ogólnie dość lekki stosunek do konstytucjonalizmu, trójpodziału władzy, rządów prawa, praw człowieka i całego ładu demokraci bronią sędziego Pawła Juszczyszyna zawieszonego przez prezesa sądu, mało kto pamięta, że konstytucja wyraźnie tego zabrania ( pkt 2: "Złożenie sędziego z urzędu, zawieszenie w urzędowaniu, przeniesienie do innej siedziby lub na inne stanowisko wbrew jego woli może nastąpić jedynie na mocy orzeczenia sądu i tylko w przypadkach określonych w ustawie.").A jeszcze mniej osób pamięta, że trick pozwalający obejść przepis konstytucji wprowadził do prawa rząd Jerzego Buzka, w którym Waldemar Kuczyński był doradcą ekonomicznym premiera, Leszek Balcerowicz ministrem finansów, Lech Kaczyński ministrem sprawiedliwości, a Zbigniew Ziobro jednym z jego koalicja AWS-UW (z której wyrosła PO) uchwaliła ustawę o ustroju sądów dającą prezesom i ministrowi niezgodne z konstytucją prawo zarządzenia natychmiastowej "przerwy w czynnościach służbowych sędziego aż do czasu wydania uchwały przez sąd dyscyplinarny"."Przerwa w czynnościach służbowych" znaczy oczywiście tyle, co zakazane przez konstytucję "zawieszenie" sędziego, ale nikt tego przepisu nie skarżył do Trybunału, bo między rokiem 1997, gdy uchwalona została konstytucja, a 2001, gdy uchwalono ustawę o ustroju sądów, przez Polskę przeszła pierwsza fala populistycznego "praworządnościowego wzmożenia". Jej twarzą był Lech Kaczyński, ale dzisiejsza opozycja nie protestowała, a społeczeństwo było demokracji do sanacjiWłaśnie wtedy, po dekadzie trudnego marszu "ku demokracji", którego wyrazem była nowa konstytucja, III RP zaczęła przyspieszający z kadencji na kadencję marsz "od demokracji" w jej zachodnim, liberalnym wariancie z silnymi rządami prawa, prawami obywatelskimi i twardym trójpodziałem władz. Gdy bowiem minister lub powołany przez ministra prezes może "odsunąć od obowiązków" sędziego, rząd zyskuje prawo do sprawowania nadzoru nad władzą sądowniczą i konstytucyjna równowaga władz dekady później liczne kroczki robione przez kolejne rządy i dramatycznie radykalne susy robione przez pisowską większość po obezwładnieniu Trybunału Konstytucyjnego, doprowadziły Polskę do ustrojowego przełomu. Konstytucja i konstytucyjne gwarancje, a zwłaszcza trójpodział władz stały się jak brytyjska królowa - czczone i fetowane ze względów symbolicznych, ale fasadowe w praktyce i politycznie premier Beaty Szydło z okazji 2-lecia rządów PiS. Jednym z objawów "nowego ustroju" było nie wykonywanie wyroków sądowych Źródło: East News, fot: Jan BieleckiPraktyka obezwładniania konstytucji i rządów prawa sprawiła, że w mijającym roku Polska przestała być liberalną konstytucyjną demokracją typu zachodniego, a stała się ustrojową hybrydą, którą można określić jako elektoralną (czyli legitymizowaną w wyborach) dyktaturę sejmowej większości. Jeśli do tego dodamy, że ta sejmowa większość jest twardo kontrolowana przez autorytarnie zorganizowaną partię, w której decyzje zapadają jednoosobowo, trudno mieć wątpliwość, że od demokracji przeszliśmy do jest to jakaś straszna, krwawa, brutalna dyktatura, jakich wiele było w poprzednim stuleciu. Nie jest nawet jeszcze tak przykra, jak Sanacja. Ale już teraz funkcjonowanie sejmu oraz rządu przypomina raczej czasy Piłsudskiego niż współczesny Westminster, Bundestag czy Izbę nowego ustroju jest wiele, ale najbardziej wyraźnym jest bezkarne nie wykonywanie przez pozostałe władze wyroków sądowych, które nie odpowiadają rządzącej większości. Od nieopublikowania przez rząd Beaty Szydło wyroku Trybunału Konstytucyjnego i nieujawnienia list poparcia członków KRS przez Kancelarię Sejmu, po wydawanie orzeczeń przez Izbę Dyscyplinarną, która nie jest sądem wedle orzeczenia Sądu Najwyższego wykonującego wyrok Europejskiego Trybunału państwowe kontrolowane przez rządzącą większość przyznały sobie prawo decydowania o tym, które wyroki sądów i trybunałów (w tym europejskich) są słuszne i obowiązują, a które są niesłuszne, więc nie obowiązują. W ten sposób dyktatorskie rządy politycznej woli zastąpiły konstytucyjne rządy demokratycznego nie wskazuje, by taka łagodna dyktatura istotnie przeszkadzała większości polskich wyborców. Przynajmniej na razie zmiana ustroju nie utrudniła życia ogółu obywateli. Święta były, jak zawsze; biznesy i sklepy działają jak zawsze; dzieci chodzą do szkoły prawie tak, jak zawsze; mieszkania, samochody, wakacje można kupować jak zawsze; można też tę władzę krytykować, jak zawsze. Samorządy wprawdzie ledwie dyszą, muszą podnosić opłaty i ciąć inwestycje, ale też wciąż działają jak wybory były prawie jak zawsze i opozycja mogła odwojować senat, a sędziowie wciąż jeszcze mogą stawiać opór w obronie niezależności stanu wojennego w trakcie tej zmiany ustroju nie było i pewnie nie będzie, dopóki obecna większość nie poczuje, że jej władza jest poważnie zagrożona. Takie zagrożenie już jednak nadciąga i może się spełnić w nadchodzącym i od ZachoduTylko pozornie najważniejszą próbą 2020 roku będą dla władzy wybory prezydenckie. Nic dziś nie wskazuje, żeby Andrzej Duda mógł przegrać z jakimkolwiek znanym kandydatem. Ma mocne 40 proc. poparcia w pierwszej turze i spory rezerwuar głosów jeszcze bardziej autorytarnej prawicy, o które teraz zabiega. Jeśli nawet nie wygra w pierwszej turze, to nie ma dziś powodu, by nie wygrał w wszelki wypadek PiS przejmie jednak wcześniej całkowitą kontrolę nad Sądem Najwyższym. Temu ma służyć uchwalona przed samymi świętami tzw. "ustawa kagańcowa", której najważniejsze przepisy dotyczą wyboru I Prezesa SN. Mając całkowitą kontrolę nad Sądem Najwyższym i Państwową Komisją Wyborczą rządząca większość będzie mogła sama zdecydować, czy uznać wynik więc już nie może, ale dzięki słabości opozycji i propagandowej nawale, wciąż - jak kiedyś Sanacja, a ostatnio Putin czy Erdogan - ma szansę wygrać nie fałszując i nie unieważniając przyszłorocznych wyborów prezydenckich to jest ostateczność. PiS zrobi wszystko, by do niego nie doszło, bo niewątpliwie spowodowałoby nie tylko przejściowe radykalne ożywienie ulicy, ale też wzmożoną reakcję zagranicy. A to zagranica będzie w przyszłym roku największym wyzwaniem tej od dawna nie była w tak trudnej sytuacji międzynarodowej. Końcówka roku nam o tym przypomniała. Putin nie przypadkiem teraz się zdecydował odpalić nagonkę na Polskę, zarzucając II RP współpracę z Hitlerem i doprowadzenie do II wojny światowej. Fakty nie mają tu dużego znaczenia. Ważna jest niechętna nam atmosfera, którą Kreml będzie podgrzewał nie tylko, by wskazać Rosjanom wroga winnego ich nieszczęść, ale też by zachodnim politykom ułatwić podjęcie złych dla nas pierwszym planie będzie konflikt z Brukselą spowodowany zmianą ustroju w Polsce. Po błyskawicznej reakcji na "ustawę kagańcową" już widać, że teraz sprawy potoczą się dużo szybciej. Komisja ma poczucie, że jej poprzedniczka dawała się wodzić za nos, a TSUE widząc represje wobec sędziów wykonujących europejski wyrok, będzie w swoich decyzjach bardziej presja na przywrócenie w Polsce systemu konstytucyjnego będzie dużo silniejsza i bardziej precyzyjna niż dotąd. PiS jednak raczej się nie cofnie i będzie przekonywał, że to rządząca większość ma rację. Nie uwierzy w to żaden demokrata w kraju i za granicą, ale da to Konfederacji fantastyczną okazję, by zrobić interes razie prezydent Andrzej Duda nie ma z kim przegrać w przyszłorocznych wyborach. Do czasu, aż na stole pojawi się karta z napisem: "Polexit" Źródło: East News, fot: GERARD/REPORTERGdy konflikt z Unią się tylko zaostrzy, Konfederacja zacznie prawdopodobnie zbierać podpisy pod wnioskiem o referendum w sprawie Polexitu. Im ostrzejszy będzie spór między PiS, a Komisją i TSUE, tym większe prawdopodobieństwo, że 500 000 podpisów zbierze się znajdzie się wtedy w pułapce. Będzie mógł odrzucić wniosek referendalny w sejmie i stracić szansę na wzmocnienie Dudy przez konfederatów w drugiej turze wyborów prezydenckich lub poprzeć referendum i uczynić Polexit głównym tematem kampanii. Dla Konfederatów oba rozwiązania mogłyby oznaczać solidny zastrzyk poparcia. Dla Andrzeja Dudy strata byłaby obozu władzy Polexit jest najgorszym tematem kampanii. Bo wśród 47 proc. Polaków sądzących, że poza Unią byłoby nam lepiej jest wielu wyborców PiS, ale wielu jest też przeciwnego więc Andrzej Duda opowiedział się za Polexitem, w drugiej turze wygrałby zapewne kandydat opozycji, a gdyby prezydent opowiedział się przeciw Polexitowi, mógłby już w pierwszej turze stracić głosy na rzecz konfederaty i być może nawet nie wejść do drugiej tury. Wtedy niemal pewne by było zwycięstwo kandydata opozycyjnego wspartego przez mniej radykalną część wyborców punktu widzenia wyborów prezydenckich PiS zrobiłby taktycznie najlepiej, osłabiając napięcie w relacjach z Komisją i TSUE do poziomu obniżającego narastanie niechęci wobec Unii. Bo to by dało szanse powstrzymania Konfederatów przed wnioskiem o referendum. Jarosławowi Kaczyńskiemu opłaca się pójść na różne ustępstwa, a nawet zgodzić się na wycofanie ustawy kagańcowej i powołanie nowej KRS wyłonionej zgodnie z konstytucją. Ale do tego trudno będzie przekonać Zbigniewa Ziobrę i jego PiS jest to śmiertelnie groźna pułapka, ale Putin wykorzysta swój wpływ na radykalną prawicę, by mu się taka szansa nie zmarnowała. Bo jest to wspaniała okazja nie tylko na wywołanie w polskiej polityce dodatkowego chaosu dosyć małym kosztem, lecz też na rozpalenie w Polsce przygasających ostatnio ksenofobicznych emocji. One są Kremlowi potrzebne, by - zwłaszcza w Ameryce - podgrzać niechęć do i do WschoduCelem strategicznym Kremla jest odbudowa imperium obejmującego Europę Wschodnią. Polska jest tu kluczem do sukcesu. Putin nie straci szansy, by nas odsunąć od Unii, zwłaszcza jeśli przy okazji może odsunąć nas od Ameryki. A wybuch ksenofobii spowodowany przez konflikt z Brukselą i spór o Polexit, dobrze się rymuje z kolejną falą emocji wokół restytucji mienia polsko-żydowskie wybuchną, jak amen w pacierzu, gdy w marcu Sekretarz Stanu USA ogłosi doroczny raport o prawach człowieka na świecie. Na mocy ustawy JUST (w Polsce znanej jako 447) po raz pierwszy częścią tego raportu będzie los pożydowskiego mienia w Polsce. Cokolwiek tam się znajdzie, PiS z pewnością powtórzy, że Polska nikomu nic nie jest winna, a to rozsierdzi organizacje żydowskie, Izrael i Trumpa. Zwłaszcza że Putin na pewno nie straci także tej okazji, by w odpowiednim momencie głośno wspomnieć o polskiej przyjaźni z Hitlerem etc. A rosyjskie media zgrabnie to rozwiną, podsuwając wątki kolegom za PiS mógłby jeszcze raz jakoś rozwodnić problem, jak wszystkie rządy przez poprzednie ćwierć wieku, ale tego nie zrobi, bo na plecach czuje gorący oddech Konfederatów, którzy już grzeją temat i czują się w nim wspaniale. A po drugiej stronie też nie będzie entuzjazmu dla łagodzenia napięć akurat z tym rządem, który od wielu miesięcy mimo próśb organizacji żydowskich nie chce powołać prof. Dariusza Stoli na szefa muzeum Polin, chociaż Stola wygrał ogłoszony przez ministra wybuchnie więc na początku prawdziwej kampanii prezydenckiej w kwaśnej już atmosferze polsko-żydowskich relacji. I nie będzie to raczej kapiszon. Zwłaszcza że również w USA będzie już trwała kampania wyborcza. Trump też będzie chciał być więc wskazuje, że w połowie roku Polska będzie dużo dalej nie tylko od Brukseli, ale też od Waszyngtonu. Inaczej mówiąc, możemy zawisnąć w czymś bliskim geopolitycznej próżni, którą wypełnić będzie już można tylko z jednej strony - mianowicie ze Putin wykorzysta każdą okazję, aby podgrzać niechęć do Polski w Unii Europejskiej i Ameryce. Okazja sama pcha mu się w ręce Źródło: Getty Images, fot: Mikhail SvetlovTrudno sobie w roku 2020 wyobrazić radykalne zbliżenie ze Wschodem. Jeśli jednak PiS na szali reelekcji położy nasze relacje z Unią i Ameryką, to jedyna droga polskiej polityki będzie prowadziła na wschód. Albo my wyciągniemy rękę do Wschodu, albo Wschód wyciągnie rękę po jest za duża, by - jak np. Monaco - mogła sobie żyć niezauważona. Ale jest też za mała, by w takim miejscu świata mogła być jednocześnie samotna i bezpieczna. Kierunek jest oczywisty także z tego powodu, że nowy ustrój, który coraz mniej pasuje do Zachodu, a coraz bardziej do Wschodu, nie jest niestety przypadkiem. Wyrasta z silnej autorytarnej tradycji mniej lub bardziej świadomie łączącej dużą część społeczeństwa i jednak to wszystko Państwa załamuje, to bardzo niesłusznie. Może są trudniejsze momenty przed nami, ale nie słyszałem o żadnym społeczeństwie, które demokracji nauczyłoby się z podręczników i już za pierwszym razem ustanowiło trwały demokratyczny porządek. Na smutek demokratów powinna też pomóc dobra dynamika. Pierwsza konstytucja polskiej demokracji (3 maja) nawet nie zdążyła wejść w życie. Druga (marcowa z 1921 r. ) rządziła 5 lat (czyli do zamachu), a potem była wydmuszką. Trzecia (z 1997), nim stała się zupełną wydmuszką, z niezłym skutkiem działała ponad 20 jest obiecująca. Następnym razem mamy szansę stworzyć demokrację na kilka pokoleń. Warto się o to starać, by kiedyś było lepiej.
Niedzielny wypad na Mysią Wyspę. Mimo popołudniowej pory kolejka na wodny tramwaj „Adolf Hitler” całkiem spora. Stateczek, zataczając wielki łuk, podpływa akurat do przystaniowego pomostu. Za chwilę jego burta otrze się o drewniane dalby. Pomost lekko zadrży a z pokładu bosman wysunie dla gości trap.
Adolf Hitler wrócił i ma się dobrze – jako bohater bestsellerowej niemieckiej powieści. To komedia czy poważne ostrzeżenie przed słabością demokracji? Wyobraźcie sobie polityka, który z początku wydaje się zabawny. Kontrowersyjny, kiedy wyśmiewa swój parlament, Unię Europejską, kobiety. Ale przede wszystkim śmieszny. Niegroźny pajac – mówią o nim. Z czasem jednak okazuje się, że gość zaczyna zdobywać popularność, zwłaszcza wśród rozczarowanej polityką młodzieży. Znacie? To oczywiście Adolf Hitler, bohater powieści „On wrócił” niemieckiego autora Timura Vermesa. Hitler wraca do Niemiec w 2011 roku (podejrzewa, że to wegetarianizm zapewnił mu długowieczność). Ludzie biorą go raczej za „Adolfa Hitlera” w cudzysłowie, czyli kontrowersyjnego komika, który idealnie wcielił się w rolę dyktatora; jego narodowosocjalistyczne tyrady w telewizji brane są za rodzaj odważnego, przekraczającego granice postmodernistycznego humoru. Zabawny wujek Adi ma jednak nieco inne plany. Źródło: Newsweek_redakcja_zrodlo
Przy stole z Hitlerem w internetowej księgarni Książkowo.com 📚 Wejdź i sprawdź ceny, opinie oraz recenzje popularnych produktów i zamów bezpiecznie online!
Reklama Home Książki Autorzy Rosella Postorino Żródło zdjecia: 1 książka Żródło zdjecia: Pisze książki: powieść historyczna Ten autor nie ma jeszcze opisu. Zgłoś autora, abyśmy mogli uzupełnić jego dane. Średnia ocena książek autora 6,2 / 10 408 przeczytało książki autora 265 chce przeczytać książki autora 0 fanów autora Zostań fanem Reklama DYSKUSJE Tytuł posta Wyświetleń Postów Ostatnia Aktywność Dodaj dyskusję Książki i czasopisma WSZYSTKIE KSIĄŻKI CZASOPISMA Sortuj: Przy stole z Hitlerem Rosella Postorino Średnia ocen: 6,2 / 10 342 ocen Czytelnicy: 678 Opinie: 86 + Dodaj na półkę Reklama Reklama Popularni autorzy Colleen Hoover Olga Tokarczuk Remigiusz Mróz Delia Owens Jennifer L. Armentrout Przemysław Piotrowski Reklama
FSfm4r. 356 280 281 326 488 249 423 405 100
przy stole z hitlerem opinie